Spółka ZOO - urocza i bezwzględna gra, która powinna być lekturą
Kilka lat temu gra cyfrowa This War of Mine została wpisana na listę lektur uzupełniających szkół średnich. Uważam, że na tej liście jest miejsce także na gry planszowe, a jedną z pierwszych uznanych w ten sposób powinna być Spółka ZOO! Czy to oznacza, że każdy powinien zagrać?
Spółka ZOO | 1-5 graczy | 10+ | 45-90 min.
Spółka ZOO jest grą bardzo specyficzną, w której uroczy styl i nieskomplikowane zasady łączą się z tematem bardzo obcym dla wielu osób, a aspekt edukacyjny jest w niej niezwykle silny. Choć sprytnie ukryty pod wredną rozgrywką. Gracze dostają solidną lekcję ekonomii, która powinna być częścią programu nauczania. Nie wiem czy obecnie w szkołach jest coś na wzór lekcji przedsiębiorczości, które były za moich uczniowskich czasów. Patrząc na wiedzę niektórych osób o ekonomii i gospodarce to chyba nie. Więc tym bardziej warto zainteresować się omawianą planszówką. No ale od początku.
Czym jest Spółka ZOO?
Spółka ZOO jest grą planszową od wydawnictwa Coconut Salad, którego założycielem i projektantem gry jest Mateusz Kiszło. Gra początkowo była dostępna w kampanii crowdfundingowej, ale jej autor zadbał także o druk do standardowej sprzedaży za pośrednictwem swojego sklepu na Allegro. Piszę o tym dlatego, ponieważ ta planszówka jest przykładem wykorzystania platform wspieraczkowych w ich pierwotnym zamyśle, co szanuję. A do tego jest dowodem na to, że da się wydać grę planszową w Polsce, która od podstaw została wyprodukowana na terenie naszego kraju. I w ten sposób gra o ekonomii pokazuje, jak dbać o lokalną gospodarkę.
No dobra, ale co my robimy w grze Spółka ZOO? W ogólnym ujęciu wcielamy się w inwestorów w świecie antropomorficznych zwierząt i staramy się zarobić jak najwięcej na obrocie akcjami spółek. Nasze działania przekładają się na zarobek, a ten na punkty Chwały. Zdobywca największej liczby punktów Chwały po rozegraniu 5 rund zwycięża. W grze znajdują się trzy spółki, które będą się znajdowały w centrum uwagi graczy. Każda runda dzieli się na dwie fazy: Akcji i Rynku. W trakcie fazy akcji gracze naprzemiennie zagrywają żetony akcji. Podczas rundy każdy wykona trzy z sześciu dostępnych akcji, a wśród nich mamy:
1.Handel akcjami – możliwość zakupu/sprzedaży do dwóch udziałów.
2.Handel owocami – możliwość zakupu/sprzedaży do dwóch towarów z magazyny lub od innego gracza.
3.Zatrudnienie pomocnika – zakup karty z bonusami i punktami Chwały za zgromadzone towary.
4.Lobbowanie – pobranie dwóch monet i wtasowanie jednej karty Wpływu z dostępnej puli do talii Spółki.
5.Spekulacja – podejrzenie czterech kart z talii Spółki i wpływ na ich ułożenie oraz dobranie jednej monety.
6.Duplikat – powtórzenie akcji z pierwszej tury.
Po wykonaniu trzech akcji przez każdego gracza następuje faza Rynku. Wtedy od lewej do prawej rozpatruje się talie Spółek znajdujące się pod ich planszami. Gracze kolejno rozpatrują karty, aż wypadną dwie z symbolami końca rozpatrywania. Po rozpatrzeniu trzech talii należy podzielić owoce w spółkach pomiędzy udziałowców, zaczynając od większościowego. Tutaj może dojść do remisów, które nierozstrzygnięte doprowadzą do przerwania podziału towarów w zamian za gotówkę z banku na pocieszenie. Te czynności kończą rundę i gracze przygotowują się do kolejnej.
Podczas akcji kupna/sprzedaży ceny akcji lub towarów ulegają zmianie, co odzwierciedla zasady działania wolnego rynku. Po 5 rundzie gracze sprzedają wszystkie swoje udziały i zgromadzone towary (owoce) po cenach, na jakich zatrzymały się wartości. Po tym następuje podliczenie dochodów i przeliczenie ich na punkty Chwały. Jak widać pod względem zasad Spółka ZOO nie jest grą skomplikowaną.
Spółka ZOO, czyli lekcja ekonomii przez zabawę
Zacząłem pisząc o tym, że Spółka ZOO powinna być w kanonie lektur szkolnych. Rozgrywka bazuje na mechanikach opartych o mechanizmy wolnorynkowe. Gracze poprzez wcielanie się w inwestorów uczą się jaki wpływ na rynek ma obrót akcjami i towarami. O ile dla osób, które w życiu liznęły temat inwestowania lub choć na chwilę interesowały się przedsiębiorczością nie ma tu wielkich odkryć, to już dla „zielonych” w temacie rozgrywka w Spółkę ZOO może rozjaśnić wiele kwestii. Sam znam osoby, które będąc dorosłymi zdają się nie pojmować tego, dlaczego pewne ceny rosną, a inne spadają.
Ta świadomość zasad wolnego rynku ma też duże znaczenie dla odbioru gry przy pierwszym spotkaniu. Rozgrywka i to co się podczas niej dzieje zdaje się być bardzo naturalne. Wszystkie działania, jakie przeprowadzany na skutek handlu są intuicyjne i osoby pojmujące ekonomię łatwo wejdą w rozgrywkę od razu skupiają się na snuciu swoich strategii. Gracze nie mogący połączyć zasad gry z rzeczywistością będą potrzebowali rozgrywki lub dwóch, w których zobaczą jak to wszystko funkcjonuje i dlaczego pewne zakupy lub sprzedaże w danym momencie będą dla nich opłacalne.
Zrozumienie zasad rynku ma kluczowe znaczenie dla walki o zwycięstwo w Spółce ZOO. Samo manipulowanie cenami poprzez handel to jedno, ale cała zabawa tkwi w odpowiednim dobieraniu ruchów do sytuacji i manipulowaniu taliami Spółek. Sprawne dodawanie kart mających negatywne lub pozytywne skutki dla inwestorów potrafi sporo namieszać w planach rywali. Teoretycznie gra w swojej podstawowej formie pozwala grać dość grzecznie, ale w miarę rozgrywek szybko gracze zauważą, że negatywna interakcja jest tu kluczowa. Nie można tylko grać na siebie, ale trzeba też utrudniać życie innym. Co ciekawe podrzucanie kart do talii, czy manipulowanie cenami zostało tak wplecione w rozgrywkę, że ta negatywna interakcja choć intensywna to wydaje się nie być mocno dramatyczna. Zazwyczaj obrywa kilku inwestorów, a nie jeden, więc jakoś te ciosy się rozkładają i chyba nikt nie powinien się przesadnie obrażać. Oczywiście nieco inaczej jest w rozgrywce dwuosobowej, gdzie można bardzo precyzyjnie wycelować swoje ciosy.
Podstawowy wariant gry już sam w sobie daje bardzo dobrą lekcję ekonomii, ale na tym gra się nie kończy. Mamy tu dodatkowe trzy moduły z Wydarzeniami, Ukrytymi Celami i Intrygami. Pierwsze wpływają na stan cen i prowadzą do pewnych tąpnięć na giełdzie, co dynamicznie zmienia sytuację rynkową. Drugie poniekąd nadają graczom jakiś kierunek działań tworząc szansę zdobycia dodatkowych punktów. Ostatnie są narzędziem, które można wycelować bezpośrednio w rywali i zacząć naprawdę ostro grać na giełdzie przez swoje zakulisowe machloje. W zasadzie do modułów mam tylko jedno zastrzeżenie, a mianowicie mogłoby być więcej kart Wydarzeń. No i tak jest tu rozbudowany tryb solo, ale jeśli jesteście ze mną od dawna to wiecie, że rozgrywek solowych się nie tykam, więc się nie wypowiem!
To w jaki sposób temat jest połączony z rozgrywką i fakt, że cała gra polega na reagowaniu na zmiany rynkowe sprawia, że wydaje się ona bardzo dynamiczna. Gra potrafi się rozciągnąć w czasie, ale mimo to cały czas jesteśmy zaangażowani w to co się dzieje, ponieważ poczynania innego gracza potrafią wywrócić sytuację na stole do góry nogami. Tutaj warto nadmienić, że tego miejsca na stole będziecie potrzebować naprawdę dużo. Mimo niepozornego pudełka, w środku jest naprawdę sporo komponentów. Część graczy może uznać za problem losowość. Spółka ZOO jest grą reagowania, a nie snucia długofalowych strategii i planowania dziesięciu ruchów w przód. Mamy tu karty, mamy tu talie, które rozpatrujemy w fazie Rynku, mamy w końcu nieprzewidywalnych rywali. Jeśli lubicie euraski, w których od pierwszego ruchu widzicie wszystkie narzędzia i możliwości to tutaj możecie się niemiło zdziwić. Oczywiście możecie mieć jakąś swoją strategię, ale i tak kluczowe jest odpowiednie reagowanie na to co się w danym momencie wydarza.
Dużym plusem jest to, że autor pomyślał o skalowaniu gry poprzez manipulowanie zasobami startowymi, ale mimo to rozgrywka nieco się różni między liczbami graczy. W przypadku dwójki mamy bardziej bezpośredni pojedynek, w którym trochę łatwiej nam przewidzieć zmiany na rynku. Tutaj robotę na rzecz dynamiki i atrakcyjności rozgrywki robią karty Intryg. Im więcej graczy przy stole tym bardziej sytuacja się zmienia w trakcie pojedynczych rund i tym samym gra buduje więcej emocji. Trzeba jednak zaznaczyć, że początek dość wolno się rozkręca. Zanim gracze kupią pierwsze udziały i zaczną dobre machloje z kartami to początek zdaje się być dość spokojny, ale już po pierwszej rundzie przy zaangażowanych graczach rozgrywka powinna ruszać z kopyta.
Spółka ZOO – urocza i bezwzględna
Spółka ZOO opowiada o brutalnym kapitalizmie w jego najbardziej bezwzględnej i bezdusznej wersji. Gra w bardzo przystępny sposób tłumaczy zasady rynku i zachęca do ostrego pogrywania z rywalami. Tymczasem autor pokusił się o styl graficzny, który na pierwszy rzut oka niespecjalnie pasuje do tematyki. Ba, znajdą się osoby, które powiedzą, że to nie pasuje i wprowadza w błąd, bo gdzie tam urocza gra ze zwierzątkami śmie nas uczyć ekonomii!
Zwierzątka faktycznie są urocze, a liczba ilustracji i ich szczegółowość po prostu zachwycają. Tutaj czapki z głów dla ilustratora, Juliana Polakiewicza. Tylko ja nie do końca umiem patrzeć na tę grę, jak na uroczą planszóweczkę o dziecięcej aparycji. Miałem bowiem okazję być nastolatkiem w czasach emisji Happy Tree Friends i dla mnie te zwierzęta na pierwszy rzut oka zwiastują brutalną jatkę bez bez brania jeńców! No, ale większość graczy może nie mieć takich skojarzeń.
Trzeba jednak podkreślić, że pod względem projektu graficznego i jakości komponentów oraz ich liczby, mamy do czynienia z prawdziwym sztosem. Szczególnie jeśli spojrzymy na wielkość wydawnictwa i fakt, że praktycznie większość ogarnęła jedna osoba, a całość wyprodukowano nad Wisłą. W zasadzie przyczepiłbym się jedynie do grubości kart, ewentualnie braku płótnowania. Kartoniki są ogólnie dobrej jakości i nie gną się nadmiernie, ale tak cienkie i gładkie karty ciężko podnosić z blatu. Warto się wyposażyć w matę na stół do grania, albo korzystać z obrusu. W tym miejscu dodam, że korzystałem z insertu do Spółki ZOO od GAMU.PL, do którego recenzji was odsyłam.
Podsumowanie Spółki ZOO
Spółka ZOO jest bardzo dobrze wykonaną grą z uroczą szatą graficzną, która mi się kojarzy z serią animacji dla dorosłych. Niemniej wyglądem wpisuje się w kategorię pięknych gier familijnych. Pod względem rozgrywki za to mamy do czynienia z bardzo przystępną lekcją ekonomii. Gra uczy zasad wolnorynkowych i robi to przez świetną zabawę. Dawno nie czułem się podczas rozgrywki tak naturalnie, dzięki sprawnemu połączeniu mechanik z tematyką. Spółka ZOO jest grą reagowania. Sytuacja na stole zmienia się dynamicznie, a liczba dodatkowych modułów przekłada się na sporą regrywalność.
Negatywna interakcja jest jednym z fundamentów rozgrywki i już w podstawowej zabawie bez modułów potrafi mocno wybrzmieć. Równocześnie działania przeciw innym graczom są tak sformułowane, że ta negatywna interakcje nie powinna być dużym problemem, dla osób, które są na nią uczulone. Tym bardziej, że do końca gry nie wiadomo kto zwycięży, a trzymanie się tylko jednej ścieżki będzie zgubne. Gracze muszą przewidywać i być gotowi na każdy scenariusz.
Jeśli lubisz od początku do końca wiedzieć, jakimi narzędziami dysponujesz i losowość to twój wróg, to niestety Spółka ZOO nie będzie dla ciebie. Tutaj los potrafi mocno napsuć krwi inwestorom, ale to się wpisuje świetnie w konwencję inwestowania i charakter gry. Raz jeszcze chciałbym żeby to wybrzmiało, Spółka ZOO powinna być narzędziem edukacyjnym w szkołach. Społeczeństwo by na tym zyskało. A tymczasem jeśli szukacie gry ekonomicznej ze sporym aspektem edukacyjnym, która nada się do familijnych rozgrywek, a także posiada głębię i masę uroczej negatywnej interakcji to Spółka ZOO będzie dla was. Grę znajdziecie na Allegro w oficjalnym sklepie Coconut Salad.
Dziękuję wydawnictwu Coconut Salad za nadesłanie egzemplarza gry Spółka ZOO do recenzji.