Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków, czyli gra od wydawnictwa G3 Poland, która od początku była promowana, jako rodzinny worker placement z motywem rzucania meplami. Okładka pudełka zaprasza nas na pełną przygód wyprawę w dziką dżunglę, gdzie ruiny dawnej cywilizacji zamieszkują piękne, kolorowe ptaki. Tylko, czy w tym efektownym pudle kryje się naprawdę dobra gra? Zapraszam na recenzję gry Quetzal.


Omawiana gra obiecuje nam wiele i po otwarciu pudełka wywołuje efekt wow. Muszę przyznać, że pierwszy kontakt z Quetzal zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Lektura instrukcji upewniła mnie w tym, że mamy do czynienia z pozycją raczej lekką, a kilka wyczytanych rozwiązań pobudziło moje nadzieje na obcowanie z czymś wyjątkowym. No, a z jakimi wrażeniami zostawiła mnie gra po solidnym ograniu?


Czym jest Quetzal: Miasto Świętych Ptaków?


Jak wspomniałem wcześniej, Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest grą typu worker placement. Jednak to czym się wyróżnia od innych podobnych pozycji jest mechanika rzucania meplami. Dzięki niej definiujemy możliwości, jakie będziemy mieli w rozpoczynającej się rundzie. Jak już się domyśliliście, to oznacza sporą losowość. Faktycznie osoby lubiące decydować o wszystkim co się dzieje na planszy będą niepocieszone.


Sama gra polega na zbieraniu zestawów artefaktów i wysyłaniu ich na kontynent. Zestawy przynoszą nam punkty, a kto zgromadzi ich najwięcej ten wygra. W Quetzal: Miasto Świętych Ptaków znajdziemy kilka mechanik znanych z innych gier, a najważniejszą jest worker placement, czyli wysyłanie pracowników na konkretne pola. Postaram się Wam odpowiedzieć, czy ten zlepek znanych pomysłów z rzucaniem meplami daje nam w efekcie dobrą grę.

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja


Jak grać w Quetzal: Miasto Świętych Ptaków?


Na początek krótko o zasadach rozgrywki. Na moim kanale YouTube możecie znaleźć szczegółowe zasady gry Quetzal: Miasto Świętych Ptaków. Tutaj nakreślę jedynie szkielet rozgrywki, aby pokazać z czym mamy do czynienia. 


Przygotowanie do gry rozpoczynamy od rozłożenia planszy, umieszczenia na niej wszystkich komponentów i rozdania odpowiedniej ilości mepli wszystkim graczom, w kolorach płytek postaci, jakie sobie dobrali. Rozgrywka odbywa się w pięciu rundach, a po nich kończy się podliczeniem dorobku punktowego i wyłonieniem zwycięzcy. 


Każdą rundę zaczynamy od rzucenia naszymi meplami. Te posiadają dwustronne wdzianka, z jednej strony białe, a z drugiej czarne. Jeżeli meple wypadną białą stroną do góry to zostają archeologami, a czarną stroną będą poszukiwaczami przygód. W przypadku wypadnięcia na bocznej krawędzi to gracz w czasie rozgrywki zdecyduje o funkcji niezdecydowanego pionka. Jeżeli dany ludzik stanie na nogach, to za każdego takiego otrzymamy dodatkowo monetkę. Warto nadmienić, że jeden z pionków jest większy i jest to kierownik wyprawy, który pełni rolę jokera, czyli może być zarówno archeologiem, jak i poszukiwaczem przygód. 


No dobra, ale dlaczego meple mają pełnić różne role? Tu przechodzimy do rozgrywki, czyli wysyłania naszych pionków na planszę. Na niej znajdziemy różne pola pozwalające wykonać konkretne akcje. Między innymi pozyskamy tak artefakty, odbierzemy rywalowi znacznik pierwszego gracza, wyślemy artefakty na kontynent, sprzedamy je na czarnym rynku lub pozyskamy ulepszenia dające nam dodatkowe bonusy i punkty zwycięstwa.


Miejsca na planszy mogą być odwiedzone przez archeologów, poszukiwaczy przygód lub przez obie profesje. Na polach oznaczonych jedynie białym kolorem mepla umieścimy tylko archeologa i tak dalej. W efekcie to jakie pionki nam wypadną mocno zdefiniuje przebieg rozgrywki i nasze możliwości. Spokojnie, na szczęście jest również lokacja na planszy pozwalająca przerzucać meple.


Miejscówki podzielono na trzy rodzaje. Pierwszy żółty pozwala zająć graczowi miejsca permanentnie po opłaceniu kosztu. Wnosząc opłatę gracz zapewnia sobie, że w tym miejscu jego pionek pozostanie do czasu rozpatrywania akcji. Przykładowo w świątyni jest pięć pól i najdroższe pozwoli wybrać graczowi jako pierwszemu artefakty z dostępnej puli. Im dalsza pozycja, tym możliwości wyboru są mniejsze. 


Pomarańczowe lokacje to pola licytacyjne. Na nich gracze licytują się za pomocą mepli. Pierwsza osoba umieszczająca piony w takiej lokacji określa ich kolor. Przykładowo kładąc w niej dwóch archeologów. Inny gracz chcąc przebić rywala musi umieścić na tym polu więcej niż dwóch archeologów. Przelicytowane meple wracają do właściciela, który może je wykorzystać w kolejnej turze. 


Ostatnie zielone pola są lokacjami otwartymi, do których może trafić dowolna ilość mepli. W czasie rozgrywki gracze zbierają zestawy artefaktów i to one są głównym źródłem zdobywania punktów. Punkty za zestawy narastają w miarę ich powiększania. Jeden zestaw może mieć maksymalnie trzy karty. Na kartach artefaktów oraz w odwiedzanych lokacjach można również zdobywać dodatkowe bonusy, jak dodatkowe punkty, monety oraz ruchy na torze odkryć. Przesuwając swój znacznik na torze odkryć można sobie zapewnić dodatkowe punkty czy ulepszenia. Nie warto więc zapominać o tej opcji. Grę wygra osoba, która zgromadziła najwięcej punktów ze wszystkich źródeł.


Wiecie już pobieżnie, o co chodzi w Quetzal: Miasto Świętych Ptaków i jak w niego grać. Pora więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to jest dobra gra? Jakie są moje wrażenia z rozgrywki?


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - wrażenia z rozgrywki


Po pierwszym otwarciu pudełka z grą ujrzymy masę elementów i pojawia się strach, że będzie skomplikowanie. Jednak już po szybkiej lekturze instrukcji widać, że mechanika Quetzala jest mało skomplikowana i gra raczej powinna zaliczać się do przyjemnych.


Faktycznie sama rozgrywka okazała się prosta i lekko sielankowa. No ale od początku. Rzucanie meplami było promowane na każdym kroku i widziałem w sieci, że część osób narzekała na losowość, a inne na brak rewolucji płynącej z tego rozwiązania. Dla mnie to naprawdę bardzo przyjemna mechanika, która sprawia, że w każdej rundzie musimy stosować nieco inne taktyki. Rzut pionkami definiuje nam to co będziemy musieli robić i w jakich obszarach planszy będziemy się poruszać. Takie rozwiązanie spodobało się zarówno mi, jak i moim współgraczom.


No, a losowość? Jest i są narzędzia do jej niwelowania. Możemy skorzystać z lokacji pozwalającej przerzucać meple. Artefakty możemy zdobywać pionkami różnego rodzaju, więc zawsze mamy jakieś działania do wykonania. Bardzo spodobała mi się negatywna interakcja wynikająca z licytacji o niektóre pola. Jej jednak poświęcę czas nieco później. A propo czasu, dużym zaskoczeniem jest także długość rozgrywki. Całkiem duża gra z wieloma elementami do ogrania w godzinkę, a nawet krócej po poznaniu gry. Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest zaskakująco szybki, jak na swój gatunek. Zarówno ja, jak i moi wierni testerzy, bawiliśmy się w Quetzal naprawdę bardzo dobrze. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z grą idealną? No i tu musimy przejść do pewnych zgrzytów.

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja


Jakie minusy ma Quetzal: Miasto Świętych Ptaków?


O ile bawiłem się przy Quetzal: Miasto Świętych Ptaków naprawdę bardzo dobrze to są dwie kwestie, które nie dają mi spokoju w przypadku tej gry. Pierwszą z nich jest wspomniana negatywna interakcja. Chwilunia, ale jak skoro mówisz, że ci się podobała? No tak, ja bardzo lubię grać na paskudę ze swoimi znajomymi i z żonką przede wszystkim. W naszym towarzystwie ogólnie mamy zawsze duży ubaw, jeżeli można sobie poprzeszkadzać i podogryzać. Jednak Quetzal jest grą familijną i to przy swoich prostych zasadach wręcz podręcznikowym tytułem dla sielankowego ogrywania po niedzielnym obiedzie.


Problem polega na tym, że często w takim rodzinnym gronie, znajdą się osoby mało obeznane z planszówkami i mocno wyczulone na negatywną interakcję. Chyba każdy zna takiego obrażalskiego, co to o byle duperelę strzeli focha i już się nie bawi. Niestety tutaj licytacyjne pola mogą zrobić nieco szkód w relacjach z bliskimi. Na szczęście można sobie odpuścić zaciętą licytację i zwyczajnie zagrać meple na inne lokacje. Moim zdaniem jednak takie odpuszczanie odziera Quetzal nieco z jego uroku. Miejcie więc na uwadze, że mogą się pojawić problemy przy rodzinnym graniu.


Drugą bolączką Quetzala jest sposób zdobywania punktów, a raczej brak różnorodności w tych metodach. Większość punktów otrzymujemy przez zbieranie zestawów artefaktów i odsyłanie ich na kontynent statkami lub przez biuro zarządcy portu. To dobra mechanika, ale brakuje jakiejś innej drogi. Punkty możemy zdobyć też przez tor odkryć oraz z żetonów ulepszeń i bonusowych symboli. Mimo to mówimy o małych zastrzykach punktowych, które nie zbudują nam zwycięstwa, a jedynie wspomagają wynik. Brakuje mi tu jakiejś dodatkowej mechaniki punktowania. Innej drogi do podążania. Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest grą, do której chciałbym zobaczyć już jakieś rozszerzenie.


Efekt jest taki, że Quetzal: Miasto Świętych Ptaków przy bardzo intensywnym graniu może się wydać monotonny. Chociaż na różny sposób możemy zdobywać artefakty, a rzuty meplami modyfikują nieco nasze działania to jednak za każdym razem trzon rozgrywki jest taki sam. To sprawia, że Quetzal lepiej odgrywać z małymi przerwami, a nie codziennie.


No i w sumie to jedyne dwa problemy, jakie mam z Quetzal: Miasto Świętych Ptaków. Na pewno nie mogę się doczepić do wykonania, ponieważ to robi robotę.

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - wykonanie i klimat


Zacznijmy od nazwy gry. Quetzal to gatunek egzotycznych ptaków zamieszkujący tereny Ameryki Środkowej. Ten gatunek będący bliski wymarcia odgrywał niezwykle istotną rolę w wierzeniach ludów Mezoameryki. Tytuł jest dość luźno połączony z tematyką samej gry, ale mimo wszystko wydaje mi się, że nadaje całości klimatu. W końcu eksplorujemy w nim starożytne świątynie gdzieś w Ameryce, a na artefaktach znajdujemy ryciny ze świętymi ptakami. No i gra zachęciła mnie do sprawdzenia czym jest Quetzal, więc plus za walory edukacyjne.


Co do samego wykonania to szacuneczek, dla wydawnictwa. W Quetzal: Miasto Świętych Ptaków po prostu nie można się do niczego doczepić. Pudło zachęca do zgarnięcia gry z regału i zapowiada przygodę w dżungli. We wnętrzu bardzo klimatyczne wykończenie imitujące skrzynię oraz świetnie wykonane elementy. Rewelacyjnie wygląda pudełeczko na karty imitujące skrzyneczkę. Banał, ale strasznie cieszy. 


Meple posiadają bardzo solidne nadruki wdzianek, a wszystkie tekturowe elementy są wysokiej jakości. Plansza wygląda fenomenalnie, choć po pierwszym rozłożeniu nieco zgłupiałem od przesytu grafik. Efekt ten minął przy rozkładaniu elementów i całość wygląda po prostu jak należy. Na Quetzal: Miasto Świętych Ptaków zwyczajnie bardzo dobrze się patrzy w czasie rozgrywki. Ta gra jest takim generatorem uspokajania. 


W Quetzal można grać w 2-5 osób. Grając we dwójkę oraz trójkę zasłaniamy pewne elementy na planszy przygotowanymi żetonami. Zadbano, aby każdy z nich doskonale pasował do planszy i się praktycznie z nią zlewał. Kilkukrotnie przy składaniu gry zapomniałem ściągnąć jakiś żeton z planszy przed jej złożeniem. Ogólnie wykonaniem jestem zachwycony, ale co z klimatem?


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków to worker placement, więc nie ma tu przygody. To nie symulator Indiany Jonesa, ale mimo wszystko plansza oraz poszczególne elementy tworzą taki delikatny klimacik przebywania na stanowisku archeologicznym. Artefakty musimy pozyskać z różnych lokacji rozsianych po okolicy, później musimy odesłać je statkami. Możemy je sprzedać na czarnym rynku. Szczerze to ta gra pozwala się delikatnie wczuć w rolę kierownika ekspedycji, choć trzeba tego chcieć. Quetzal przez swój ciężar zasad oraz temat często jest porównywany do Wyprawy do El Dorado i pod względem klimatu miażdży konkurenta. Przynajmniej tu dużo bardziej czuć wyprawę archeologiczną niż u konkurenta udział w ekspedycji do Złotego Miasta.

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja


Dla kogo jest Quetzal: Miasto Świętych Ptaków?


Jak wspomniałem wcześniej bawiłem się przy Quetzal: Miasto Świętych Ptaków naprawdę bardzo dobrze i zasadniczo polecam tę grę. Pozostaje tylko pytanie komu ją polecam? Mamy do czynienia z grą rodzinną z krwi i kości. Zasady są naprawdę bardzo proste, a większość ich tłumaczenia zajmuje opis poszczególnych lokacji. 


Rozgrywka nie jest bardzo wymagająca, choć pozwala troszkę przyjemnie pogłówkować. Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest grą dla początkujących graczy szukających tytułu na rodzinne spotkania. Zaawansowani gracze raczej mogą się wynudzić, a przynajmniej po dwóch rozgrywkach nie będą mieli tu już czego szukać. Chociaż moim zdaniem Quetzal będzie fantastycznym tytułem do pokazania nowym graczom mechaniki worker placement. Gra ta może stać się narzędziem w rękach bardziej doświadczonych planszówkowiczów, którzy za pomocą Quetzala pokażą żółtodziobom na czym polega worker placement oraz zbieranie zestawów kart. 


Jeżeli poszukujecie lekkiej gry, robiącej spory efekt wow swoim wyglądem, a przy tym opierającej się o popularną mechanikę wyłożoną w przystępny sposób to Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest czymś dla Was. Tylko nie grajcie za często, aby tytuł Wam się nie przejadł. To po prostu dobry gateway. W mojej kolekcji gra zostaje i od czasu do czasu z przyjemnością ograbię kilka świątyń. 


Na koniec jeszcze słów kilka o skalowaniu się tytułu. Moim zdaniem, najlepiej gra działa przy 4-5 graczach, kiedy faktycznie licytacje idą w ostrą jatkę (oczywiście ostrą w kategorii gier rodzinnych). Wspomniane wcześniej żetony zakrywające pewne miejsca sprawiają, że przy trzech graczach również pojawiają się emocje i gra się przyjemnie. W kwestii gry dla dwóch osób pojawia się wirtualny gracz, a ja osobiście nie lubię takiego rozwiązania. Wymaga ono zawsze oderwania się od swoich ruchów i skupienie na chwilę na automacie, który automatem nie jest. W Quetzalu wprowadzono żetony oraz kartę talii dla wirtualnego gracza, które definiują jego ruchy na każdą rozgrywkę. W efekcie gracze tylko muszą na początku każdej rundy wyłożyć pionki wirtualnego gracza we wskazane miejsca. Wszystkie czynności są określone, więc nie myślimy nad ruchami nieistniejącej osoby. W takiej postaci to rozwiązanie nawet mnie nie denerwowało. Mimo to Quetzal: Miasto Świętych Ptaków jest dla mnie grą wieloosobową. 


No dobra, to w zasadzie tyle. Dziękuję, że przeczytaliście moją recenzję, a jeżeli chcecie posłuchać o grze to zapraszam na mój film z recenzją Quetzal: Miasto Świętych Ptaków. Chciałbym również podziękować wydawnictwu G3 Poland za przekazanie gry do ogrania. 


Jeżeli Quetzal Ci się spodobał to możesz sprawdzić najatrakcyjniejsze oferty w przeglądarce Ceneo.pl. Wystarczy kliknąć ten link, aby sprawdzić bieżące ceny.


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - kilka suchych faktów


Wydawca polski: G3 Poland

Autor: Alexandre Garcia

Ilustracje: Nastya Lehn

Liczba graczy: 2-5

Wiek: +10

Czas gry: ok. 30-75 min.


Zawartość pudełka:


- plansza do gry

- 10 drewnianych znaczników

- 5 mepli przywódców

- 30 mepli drużynowych

- 5 płytek postaci

- znacznik pierwszego gracza

- 60 monet

- 75 kart artefaktów (44x67 mm)

- 1 znacznik samolotu

- 1 płytka gracza wirtualnego

- 10 kart wirtualnego gracza (44x67 mm)

- 24 kafelki ulepszeń

- 1 przykrycie pola ulepszeń

- 1 przykrycie statku

- 1 przykrycie wioski

- 5 znaczników "+50 punktów"

- instrukcja


Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków - recenzja