Nowa Gwinea - recenzja

Całkiem niedawno miałem szansę poznać serię Ubongo i przy tej okazji wyszło, że planszowe układanki w stylu Tetris mi się podobają. Teraz przyszła pora na zmierzenie się z kolejnym tytułem Grzegorza Rejchtmana. Czy Nowa Gwinea również przypadła mi do gustu? Zapraszam na recenzję.

Nowa Gwinea jest w zasadzie kontynuacją gry Papua z zeszłego roku. Ponownie układamy z kafelków o dobrze kojarzących się kształtach. Pozostaje pytanie, czy formuła takiej rozgrywki się już nie wyczerpała? Czy na rynku jest jeszcze miejsce na tego typu planszówki? Przekonajmy się, jaka jest nowa gra ojca serii Ubongo?

O co chodzi w Nowej Gwinei?

Zacznijmy od tego, że Nowa Gwinea jest grą kafelkową dla od 1 do 4 graczy. Naszym zadaniem jest w niej zbudowanie wiosek, które dadzą nam jak najwięcej punktów. Budujemy z kafelków przypominających kształtami klocki z kultowego Tetris. Sama rozgrywka została skomponowana w taki sposób, aby była dynamiczna i co ważniejsze prosta w swoich zasadach. Wystarczy wspomnieć, że instrukcja jest w zasadzie jedną kartką przypominająca rozbudowaną ulotkę.

No, a jak jesteśmy przy instrukcji to jak wygląda rozgrywka? Zabawę zaczynamy od przygotowania stosu z planszami zadań oraz wyłożenia w widocznym miejscu toru punktacji. Wyciągamy z pudełka kość oraz rozdajemy każdemu graczowi 12 płytek w wybranym przez niego kolorze. Pionki w stosownych kolorach trafiają na tor punktacji. 

Plansze zadań są dwustronne, a każda ze stron to inny poziom trudności. Oczywiście musimy wybrać na jakim poziomie gramy, po czym rozdajemy wszystkim po jednej planszy zadań wybraną stroną do dołu. Gracz wybrany na pierwszego bierze kość i wykonuje rzut, po czym odwracamy planszetki i zaczynamy układać. Tutaj trzeba się trzymać pewnych zasad.

Układanie musimy zacząć od przykrycia kamienia z symbolem zwierzęcia, który wypadł na kości. Dalej dokładamy płytki chat tak, aby stykały się ze sobą rogami. W trakcie wykładania nie możemy przykryć kolejnych kamieni ze zwierzętami, a musimy zakryć wszystkie oczka wodne. Gracz, który pierwszy przykryje wszystkie źródła wody mówi "Gwinea". Tym samym kończy rundę i wszyscy muszą przerwać układanie. Następuje podliczenie punktów za zakryte oczka, plus najszybszy w rundzie dostaje dodatkowe punkty za zakryte drzewka w ilości według klucza z instrukcji. Przechodzimy do kolejnej rundy, czyli rozdajemy nowe plansze i kolejny gracz rzuca kością. Gramy 9 rund, po których zwycięża zdobywca największej ilości punktów.

Nowa Gwinea - recenzja


Czy Nowa Gwinea to dobra gra?

Nowa Gwinea na papierze jest po prostu kolejną imprezową grą logiczną, w której układamy łamigłówki z płytek. Mamy tu presję czasu, a rozgrywka wymaga od nas wyobraźni przestrzennej. W takim razie, czy ta gra czymś się wyróżnia? Chyba najbardziej zaskakującym elementem rozgrywki jest dokładanie płytek w taki sposób, aby stykały się narożnikami. Zazwyczaj w grach kafle muszą się stykać krawędziami. Niby mała zmiana, a jednak w czasie zabawy wprowadzała ona sporo zamieszania.

Sama rozgrywka dla mnie była całkiem przyjemna i rozwiązywanie kolejnych łamigłówek sprawiało mi radość. Jednak zauważyłem wśród współgraczy, że brak wyobraźni przestrzennej dawał się niektórym we znaki. Także tempo rozgrywki i presja czasu sprawiały, że nie wszyscy bawili się tak dobrze, jak w przypadku choćby wspomnianego przeze mnie Ubongo. Również w punktacji dało się odczuć znacznie większą dysproporcję między graczami odnajdującymi się w łamigłówkach i tymi, którzy nie najlepiej sobie z nimi radzą.

Tutaj z pomocą mogą przyjść dodatkowe tryby gry, jak możliwość obniżenia ilości oczek wodnych do zakrycia, czy punktowanie za drzewka przez wszystkich. Na pierwszy rzut oka mamy też dość mało plansz zadań, ale na każdej znajduje się 6 symboli zwierząt, a do tego są one dwustronne. W efekcie regrywalność mimo pozorów jest naprawdę duża. Nowa Gwinea jest też przedstawiana przez wydawcę, jako rodzinna gra logiczna. Moim zdaniem jest to jednak trochę bardziej imprezowa pozycja. Co prawda zasady są naprawdę banalne i spokojnie możecie grać z dziećmi, czy osobami starszymi. Tylko właśnie to tempo rozgrywki i poziom łamigłówek wydaje mi się bardziej odpowiedni dla grupy dorosłych, którzy chcą się pobawić przy stole.

Nowa Gwinea - recenzja


Dla kogo jest Nowa Gwinea?

Jak napisałem powyżej dla mnie Nowa Gwinea jest ciekawą grą imprezową. My największy ubaw mieliśmy kiedy ktoś krzyknął, że już skończył, a się okazywało że popełnił gafę w układaniu. Tym samym nie dostawał punktów. Raczej tę grę będę wyciągał na początku spotkania ze znajomymi niż po rodzinnym obiedzie u rodziców. 

Nowa Gwinea ogólnie jest dobrą grą, która działa tak jak powinna. Natomiast wydaje mi się, że lepiej będą się przy niej bawić fani serii Ubongo i podobnych układanek, którzy wykonują bez problemu łamigłówki na wyższym poziomie trudności. Niestety nie grałem w Papuę, więc nie odniosę się do poprzedniej odsłony tej mini serii. 

Raczej miłośnicy twórczości Grzegorza Rejchtmana będą zadowoleni z tego co otrzymają. Nowa Gwinea ma w sobie mix elementów z poprzednich gier tego autora. W efekcie jest pozycją bardzo znajomą, a jednocześnie mającą swoją własną unikatową tożsamość. Na pewno warto spróbować jeżeli lubisz planszowe układanki.

Grę kupisz najtaniej w tym miejscu.

Dziękuje wydawnictwu Egmont Polska za nadesłanie gry do recenzji.


Nowa Gwinea - kilka suchych faktów


Wydawca polski: Egmont 

Liczba graczy: 1-4

Wiek: +8

Czas gry: ok. 15-20 min.

Co znajdziemy w pudełku: 

- 32 dwustronne plansze zadań;

- 48 kafelków chat (po 12 na gracza);

- tor punktacji;

- 4 pionki;

- 4 żetony punktów (o wartościach +50/+100);

- kość z symbolami zwierząt;

- instrukcję

Nowa Gwinea - recenzja

Nowa Gwinea - recenzja

Nowa Gwinea - recenzja