Trucizna - recenzja odświeżonej gry karcianej
Trucizna autorstwa Reinera Knizia została pierwotnie wydana w 2005 roku i ciągle jest obecna na rynku. Chociaż ostatnio w Polsce zmieniła wydawcę z G3 na Muduko, a przy okazji zaliczyła lifting wizualny i mechaniczny. Czy to oznacza, że dziś nadal warto sięgnąć po tego klasyka? Zapraszam na recenzję gry Trucizna.
Trucizna | 2-6 graczy | 8+ | ok. 30 min. | autor: Rainer Knizia | Ilustracje: Aleksandra Sawik | wyd. Muduko
Ostatnio opisywałem inną klasyczną grę planszową, która zmieniła wydawcę i niestety w moim odczuciu pod względem wydawniczym Qwirkle wymagał odświeżenia, którego nie dostał. Muduko przejmując prawa do Trucizny mogło sobie pozwolić na znacznie więcej. Dzięki temu gra otrzymała nową szatę graficzną, dodatkowe karty goblinów i antidotum oraz specjalny tryb rozgrywki pozwalający na zabawę we dwójkę. Nie miałem okazji grać we wcześniejszą wersję, więc nie porównam ich do siebie, ale za to mogę zwrócić uwagę na problemy i zalety tej nowej Trucizny.
Jak grać w Truciznę?
Trucizna jest przedstawiana, jako gra imprezowa dla od 2 do 6 graczy w wieku 8+, a czas rozgrywki ma zajmować ok. 30 min. Jeśli chodzi o zasady gry to przedstawiają się bardzo prosto. Gracze otrzymują pulę kart na rękę i zagrywają je na trzy kociołki wyłożone na stole. W każdym kociołku mogą się znaleźć tylko eliksiry w jednym kolorze. W grze znajdują się trzy kolory eliksirów o wartościach od 1 do 7, a także osiem kart trucizny i cztery karty antidotum. Dwa ostatnie rodzaje to kolorystyczne jokery, a więc mogą zostać zagrane na dowolny kociołek.
W swoim ruchu wybieramy jedną kartę z ręki i zagrywamy na pasujący kociołek. Jeśli wartość kart w kociołku po zagraniu gracza przekroczy 13 to musi on zebrać wszystkie karty oprócz tej zagranej na swój stos punktowania. Tak gramy, aż skończą się wszystkim karty, po czym przechodzimy do punktowania. Gracze odsłaniają swoje talie z zebranymi kartami i najpierw porównują liczbę zebranych butelek w każdym kolorze. Gracz z największą liczbą kart z danym eliksirem się na niego uodparnia i odrzuca karty. Pozostałe należy zliczyć i zapisać wyniki. Każda karta to 1 pkt oprócz trucizny, która daje 2 pkt i antidotum wartego 0 pkt. Para antidotum+trucizna to 0 pkt. W tym miejscu może się już domyślacie, że rozgrywkę wygra osoba z najniższym wynikiem.
Instrukcja zaleca rozegranie tylu rund ile jest graczy z wyjątkiem rozgrywki dla 2-3 osób, gdzie sugeruje się zagrać dwa razy tyle rund ile jest graczy. Warto jeszcze podkreślić, że w wariancie dla 3 osób zaleca się rozdanie kart dla 4 graczy i odrzucenie jednego stosu. Rozgrywka dwuosobowa jest dostępna w ramach nowego wariantu nakazującego rozdanie po 5 kart na rękę, a po zagraniu jakiejś dobiera się nową ze stosu. Nie zapominajmy o kartach Niewidzialnych Goblinów. Każdy gracz posiada jedną taką kartę, którą raz na rundę może użyć do odrzucenia z kociołka jednej karty przed zagraniem swojej. Jak widać zasady gry Trucizna nie są skomplikowane i pod tym względem mamy do czynienia z tytułem wpisującym się w imprezowe standardy. A jak to wszystko działa?
Dla kogo jest Trucizna?
Po pierwszych rozgrywkach Trucizna całkowicie nam nie podeszła. Zabawa się ciągnęła, nużyła i nie miała tego czegoś, choć na papierze wszystko zdawało się zgadzać. Okazało się, że nie spasowała nam rozgrywka dla trzech graczy. W takim wariancie zwyczajnie każdy gracz skupiał się na jednym kolorze do uodpornienia się i pod tym względem nikt sobie nie przeszkadzał, a walka o pozostałe karty, a raczej to aby ich nie zbierać była jakaś taka pozbawiona polotu. Trucizna w moim odczuciu zaczyna działać i dawać przyjemność dopiero od 4 graczy wzwyż. W tej sytuacji nie da się podzielić kolorów po równo między graczy, tylko faktycznie każdy walczy. A opcji do główkowania jest tu naprawdę sporo.
W trakcie rozgrywki gracze muszą podejmować pewne ryzyko, szacować szanse na powodzenie, przewidywać co na ręce mają rywale i dedukować jakie eliksiry faktycznie chcą zebrać. Myślenie nad tym, jaki eliksir w danym momencie zagrać i czy to jest dobry moment żeby zebrać karty jest po prostu świetny. Dodatkowe narzędzia pod postacią kart Goblinów i antidotum dodają strategicznego sznytu całości. Oczywiście w grze nadal jest ten element losowości, ale reagowanie na zastałą sytuację i próby przewidzenia kolejnych ruchów rywali są bardzo satysfakcjonujące. W pełnym składzie Trucizna po prostu działa wybornie. Ba, mam wrażenie, że na dwóch graczy działa trochę lepiej niż na trzech, choć nadal nie traktowałbym tej gry, jako dobry wybór dla par. Po prostu miło, że dodano taki tryb i okazjonalnie można zagrać jeśli jesteśmy na wyjeździe i mamy przy sobie tylko tę karciankę. Jeśli szukacie planszówki dla dwojga to znajdzie się znacznie więcej ciekawych pozycji, jak choćby fenomenalny Spór o Bór.
Co do klasyfikacji Trucizny jako gry imprezowej to też mam pewne obiekcje, choć są one bardzo subiektywne. Po pierwsze gra bazuje na liczeniu i tak, ja wiem, że tylko do 13. Niemniej jak jestem po całym dniu pracy umysłowej to mój humanistyczny mózg cierpi nawet przy takim dodawaniu, więc nie jest to coś co sprawia mi wielką przyjemność. Trucizna daje pełnię satysfakcji kiedy faktycznie myślimy nad ruchami i gramy bardzo świadomie. W efekcie rozgrywka mocno się przeciąga i te 30 minut z pudełka jest nierzadko mocno chybione. Brak szybkich, pełnych rozgrywek eliminuje gdzieś syndrom jeszcze jednej partii i błyskawicznego rewanżu. A to w grach imprezowych jest bardzo ważne. Raczej nie traktował bym Trucizny jako imprezówki casualowej. Jest to lekki tytuł dla graczy, którzy chcą zagrać w coś prostszego i przy okazji nacieszyć się towarzystwem innych osób.
Wykonanie i nowa szata graficzna gry Trucizna
Na zdjęciach widzicie jak wygląda szata graficzna nowej Trucizny. O ile postać na okładce nie specjalnie mnie do siebie przekonuje to już ilustracje na kartach bardzo mi się podobają. Dużym plusem jest to, że oprawa jest jakaś, a nie nijaka. Z tego co się dowiedziałem to w jednej ze starszych wersji poziom napełnienia butelek na kartach odpowiadał wartości karty. Szkoda, że tu nie pokuszono się o takie rozwiązanie. Niemniej cieszy, że każdy eliksir ma swój kształt flakonika, więc gracze z problemami w rozpoznawaniu barw nie będą mieli problemów.
Czapki z głów za białe obramowania kart. Takie rozwiązanie może i nie każdemu się podoba, ale ilustracje są utrzymane w ciemnej kolorystyce. Oznacza to, że bez tych ramek karty po pierwszym tasowaniu miałyby już białe zadziory i wyglądałyby ohydnie. Tymczasem Trucizna w tym wydaniu na długo pozostanie wizualnie świeża. Do tego dodajmy karty kociołków, których mogłoby nie być, ale pozwalają zorganizować przestrzeń gry. Same karty są odpowiednio elastyczne i choć nie są grube to nie wyginają się od samego patrzenia na nie. I chyba w kwestiach wizualnych nie ma nic więcej do dodania.
Podsumowanie gry Trucizna
Trucizna jest w moim mniemaniu bardzo ciekawą grą karcianą dla od 4 do 6 graczy. W takim gronie tytuł daje sporo radości i satysfakcji z prób ogrania rywali. Dostajemy wtedy starcie umysłów wymagające obserwacji rywali i umiejętności szacowania ryzyka. W przypadku rozgrywki dla 3 graczy u nas zwyczajnie gra nudziła. Ulatywał z niej ważny aspekt rywalizacji o uodpornienie się na dany eliksir. Może było to zależne od towarzystwa przy stole i sposobu myślenia, ale taka sytuacja po prostu miała miejsce. Miło, że w grze pojawiła się opcja rozgrywki dla pary, ale nie traktowałbym tego elementu jako głównego dania. To raczej awaryjny tryb zabawy, gdy nie mamy pod ręką rasowej gry planszowej dla dwóch graczy.
Przeciągająca się rozgrywka eliminuje w moim odczuciu Truciznę z grona gier imprezowych dla casuali. Niemniej pozostaje ona lekką i przyjemną karcianką dla wyjadaczy i rodzin chcących się nacieszyć towarzystwem współgraczy. Taka jest odświeżona gra Reinera Knizia. Jeśli przypadła wam do gustu to najtaniej Truciznę znajdziecie na Ceneo.
Dziękuję wydawnictwu Muduko za nadesłanie egzemplarza gry Trucizna do ogrania i podzielenia się moimi spostrzeżeniami.