Qwirkle - recenzja gry z minionej epoki
Czy wydawanie w 2025 roku gry mającej na karku niemal dwie dekady ma jeszcze sens? Skoro ona nadal się sprzedaje to tak, ale po takim czasie moglibyśmy oczekiwać pewnych usprawnień. Prawda? Zapraszam na moją recenzję gry Qwirkle.
Qwirkle niedawno zmieniło polskiego wydawcę. Po G3 rolę dystrybutora przejęła Nasza Księgarnia. I określenie dystrybutora zdaje się być tutaj trafione, ponieważ wydawnictwo znane z imponujących reskinów gier wprowadziło tylko jedną zmianę wizualną. Mianowicie na pudełku znalazł się ufoludek ukrywany przez NK na ich grach. Możecie, więc spokojnie oddać się poszukiwaniom. Cała reszta poza pudełkiem natomiast zdaje się być dziełem oryginalnego wydawcy, który od 2006 roku produkuje Qwirkle. No to, jak ten klasyk broni się po 19 latach na rynku?
Satysfakcjonująca rozgrywka w Qwirkle
Zanim przejdę do narzekania, którego zwiastun zapewne wyczuliście powyżej musimy pomówić o rozgrywce. Qwirkle jest na rynku od niemal dwóch dekad nie przez przypadek. Ta gra dla od 2 do 4 graczy w wieku od 6 lat oferuje bardzo proste zasady i mechanikę klasyfikującą ją w gronie ciekawych gier logicznych. Wyciągając Qwirkle na stół bardzo szybko poczujecie nutkę charakteru takich planszówek, jak Rummikub, czy Scrabble. W zasadzie mamy tu do czynienia z tytułem odnajdującym się w gronie gier planszowych na międzypokoleniowe rozgrywki.
Zasady rozgrywki są bardzo proste. Każdy gracz ma przed sobą sześć płytek z symbolami. Łącznie w puli występuje sześć symboli i sześć różnych kolorów. W swoim ruchu gracz dokłada do obszaru gry dowolną liczbę płytek zgodnie z warunkami wykładania. Dokładane płytki muszą być układane w jednej linii. Linie mogą zawierać maksymalnie 6 płytek w tych samych kolorach lub kształtach. W jednej linii nie może się znaleźć dwa razy taka sama płytka, czyli np. czerwone koło. Dokładane kafle mogą się zawrzeć w już tworzonych liniach o ile spełniają powyższe warunki. Po wyłożeniu płytek zbieramy punkty za wszystkie linie, w których znalazły się dołożone przez nas płytki. Cały układ na stole będzie szybko przypominał siatkę krzyżówki, tylko z symbolami w różnych kolorach. Punkty zbieramy za każdym razem kiedy dokładamy płytki. Po jednym punkciku za każdy kafelek w każdej linii. Oznacza to, że punkty zbieramy w trakcie rozgrywki, a nie na koniec. Po wyłożeniu kafli dobieramy z woreczka płytki i tak lecimy w kółko, aż zabraknie kafli w worku i któryś gracz wyłoży wszystkie swoje płytki.
Tak skondensowany opis zasad może nie jest super przejrzysty, ale ta gra naprawdę w swoich zasadach jest banalna. Cała magia rozgrywki tkwi w dokładaniu płytek w taki sposób, aby zebrać jak najwięcej punktów za jednym ruchem. W sumie całość przypomina takie Scrabble bez literek, ale z symbolami niczym w wariacji Domino. Gra tworzy przy stole ten klimat ogrywania klasyki. Całość skupia się na logicznym myśleniu i wręcz pewnej przestrzennej łamigłówce. Zgarnianie punktów za kombinacje linii po wyłożeniu kilku płytek daje dużą satysfakcję. Jednocześnie rozgrywka jest bardzo spokojna i buduje poczucie relaksu.
W zasadzie jedynym problemem samej mechaniki może być dla kogoś to, że w miarę rozrostu obszaru gry pojawia się downtime. Zaczynamy coraz bardziej kombinować i faktycznie czasem pojawiają się przestoje, ale z drugiej strony rezonuje to z pewną sielankowością klasycznych gier. Osobiście mi to nie przeszkadzało. Qwirkle sprawiało mi przyjemność pod kątem rozgrywki. Niemniej muszę zaadresować w kierunku tej gry nieco gorzkich słów.
Qwirkle i wykonanie rodem z minionego stulecia
Patrząc na pudełko miałem już delikatne poczucie cofania się w czasie, ale na tym etapie była to jeszcze zapowiedź przyjemnej przygody. Niestety po otwarciu pudełka doznałem szoku. A w zasadzie to co zobaczyłem sprawiło, że byłem zaskoczony iż ta gra jest taka młoda. W moim odczuciu gra prezentuje się znacznie starzej niż ten 2006 rok premiery. Niech wstępem do dalszej części będzie to, że żona patrząc na rozłożoną grę spytała, czy kupiłem używany egzemplarz.
Samo pudełko w środku wita nas tekturowym insertem trzymającym w ryzach drewniane płytki. Wypełnienie od razu poszło do kosza i nawet nie zdążyłem zrobić mu zdjęcia. Odkładanie do niego elementów gry było by przykrym obowiązkiem i wymagałoby precyzji doświadczonego kafelkarza uchodzącego za legendę branży. Na szczęście rolę opakowania gry może pełnić płócienny worek, który wygląda bardzo dobrze i zasługuje na szczególną pochwałę za obszycie dna, które sprawia, że worek stabilnie stoi. Tak naprawdę gra mogłaby być sprzedawana w opakowaniu eksponującym ten worek i to by już był ciekawy krok w stronę współczesności.
Problemem gry są niestety drewniane płytki. Tutaj duży plus za materiał i ich wielkość oraz wagę. Niemniej są one wycinane z cienkich płyt drewnianych i chyba niezbyt wiele uwagi producent przykłada do ich szlifowania, nie wspominając o kontroli jakości. Praktycznie wszystkie płytki mają delikatnie poszarpane krawędzie, a w co najmniej jednej mam poważny ubytek. Miejscami krawędzie są chropowate i jestem sobie w stanie wyobrazić, że jakiś egzemplarz może mieć zadzior, na którym można się zaciąć. Co więcej płytki są polakierowane czarnym, błyszczącym lakierem. To sprawia, że światło odbija się od nierównych krawędzi podkręcając wrażenie zużycia płytek. Nie wygląda to na stole pięknie. Szkoda, że nie zdecydowano się na matowy lakier, który wyeliminowałby choćby te niefortunne odbicia.
Qwirkle ma też w pewnych warunkach oświetleniowych problem z kolorami. Tutaj szczerze nie udało mi się powtórzyć efektu, ale widziałem wpisy osób pokazujących, że przy ciepłym świetle kolory pomarańczowy i czerwony potrafią się zlać ze sobą. U nas na szczęście przy neutralnym świetle nie było takich problemów. Natomiast część osób może narzekać na brak oznaczeń kolorów przez jakieś symbole, co ułatwiłoby rozgrywkę osobom z problemami w rozpoznawaniu barw. Takie rozwiązanie byłoby faktycznie mile widziane, chociaż tu uznajmy, że nie wszystko musi być dla każdego i wydawca świadomie odciął grę od części potencjalnych odbiorców.
Musze się jeszcze przyczepić do dwóch kwestii związanych z wydaniem gry. Szkoda, że w Qwirkle na przestrzeni lat nie pojawiły się podstawki na płytki. Te trzymamy przed sobą ustawione na krawędziach i wystarczy lekkie poruszenie stołem, aby się poprzewracały. Sytuacja tym bardziej żenująca, ponieważ jedno z wydań podróżnych podobno takie podstawki posiada. Po drugie przez całą rozgrywkę punktujemy, więc gra aż prosi się o jakiś tor punktacji. Notes byłby mało praktyczny, ale już wykorzystanie pudełka jako tor byłby bardzo dobrym posunięciem. Ewentualnie stworzenie planszetek z punktami wzorem tych z gry Azul. Tymczasem dostajemy grę, którą jeśli zabierzemy w podróż i nie pomyślimy o czymś do notowania lub nie będziemy chcieli drenować baterii telefonu to będzie w zasadzie niegrywalna.
Dla kogo jest Qwirkle?
Qwirkle pod względem rozgrywki potrafi dać przyjemność i satysfakcję z logicznego kombinowania. Niemniej ciężko polecić ten tytuł współczesnym graczom planszowym. Mamy do czynienia raczej z casualową grą dla osób, według których dorosłe gry planszowe kończą się na Rummikub i tym podobnych. To planszówka do pogrania z rodzicami, dziadkami i młodszymi dziećmi, które skorzystają na rozgrywce rozwojowo.
Naprawdę szkoda, że pod względem wykonania gra pozostała w tym 2006 roku, a wręcz w moim odczuciu sprawia wrażenie planszówki z minionego stulecia. Kilka niewielkich zabiegów mogłoby sprawić, że to byłby tytuł, który mogę polecić z czystym sumieniem. A tak to jest to gra retro i od was zależy, czy jesteście skłonni przyjąć jej wszystkie cechy i się cieszyć rozgrywką. Jeśli wpadła wam w oko to Qwirkle znajdziecie najtaniej na Ceneo. Sprawdzając link wspieracie mojego bloga.
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za nadesłanie egzemplarza gry Qwirkle do ogrania i podzielenia się moimi spostrzeżeniami.
Qwirkle - kilka suchych faktów:
Polski wydawca: Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-4
Wiek: od 6 lat.
Czas gry: ok. 30 min.