Jedziemy do Japonii - recenzja

Moim marzeniem jest zobaczyć Japonię na własne oczy. Niestety koszty takiej wycieczki nie należą do niskich, więc na razie pozostaje mi zwiedzanie tego kraju w grach cyfrowych i planszowych. Tutaj na scenę wchodzi cała na biało i to dosłownie patrząc na pudełko, gra od Lucky Duck Games. Zapraszam na moją recenzję Jedziemy do Japonii.


Jedziemy do Japonii wpadło mi w oko od pierwszej zapowiedzi i nie będę udawał, że jarałem się tą grą mówiąc wprost. Przede wszystkim zapowiadał się swoisty przewodnik po Kraju Kwitnącej Wiśni i właśnie na to liczyłem najbardziej. Teraz po ograniu tytułu i przysłowiowym opadnięciu emocji mogę się podzielić wrażeniami. Jaka jest ta gra i co robi dobrze, a na czym się wykłada? Postaram się możliwie najlepiej nakreślić kto przy Jedziemy do Japonii będzie się bawił najlepiej.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Czym jest gra Jedziemy do Japonii?


Zacznijmy od tego jak się w ogóle gra w Jedziemy do Japonii i czym jest ta planszówka. W skrócie rozgrywka polega na dobieraniu kart drogą draftu i wykładanie w swoim planie podróży po tytułowym kraju. Każdy gracz otrzymuje planszę z podziałem na sześć dni wycieczki i torem atrakcji. Przed każdą rozgrywką jeden gracz przyporządkowuje do każdego dnia żeton atrakcji, a następnie wszyscy kopiują układ. To po części wpływa na regrywalność. Żetony atrakcji mają znaczenie dla rozpatrywania bonusów danego dnia.

W czasie rozgrywki trwającej 13 rund gracze będą dobierać karty z dwóch stosów Tokio i Kioto. Dobieranie odbywa się w porządku wskazanym przez tor rund. Czasem pobiera się po jednej karcie z każdego stosu, czasem po dwie, a jeszcze innym razem dobiera się karty, które wcześniej otrzymaliśmy od rywali. Zagrywanie bowiem odbywa się w taki sposób, że w zależności od rundy jedną lub dwie karty umieszczamy w naszym planie podróży, a jedną lub dwie przekazujemy graczowi z prawej lub lewej strony tak, aby nie widział jakie karty umieszczamy na jego planszy.

Karty zagrywamy do planu podróży tak, aby w każdym dniu znalazły się maksymalnie trzy. Na kartach znajdziemy symbole atrakcji, punkty zwycięstwa, ilustrację i opis przedstawionej atrakcji oraz pole z dodatkowo punktowaną atrakcją dnia. Karty nakładamy na siebie tak, aby były widoczne górne symbole i punkty. W każdym dniu tylko na jednej karcie będzie odsłonięty bonus atrakcji dnia. Te są niczym innym, jak celami do zrealizowania polegającymi na zebraniu wcześniej odpowiedniej liczby symboli, aby dostać wskazane na karcie punkty. Kiedy 13 runda dobiegnie końca gracze przechodzą do podliczania punktów. Najpierw muszą umieścić żetony pociągów na granicach między kartami Tokio i Kioto co symbolizuje podróż między miastami. W czasie rozgrywki można zebrać bilety na luksusowe pociągi co przyniesie dodatkowe punkty, a jeśli tych nam zabraknie to z puli dobiera się bilety uszczuplające dorobek punktowy.

Następnie gracze rozpatrują karty od poniedziałku do soboty. W ten sposób zaznaczają na swoim torze atrakcji zdobyte symbole atrakcji, dodają punkty standardowe z kart dnia i rozpatrują cel z atrakcji dnia. Całość kończą podsumowaniem punktów za liczbę zebranych symboli atrakcji, pociągów i żetonów planowania. Wygrywa gracz o najwyższej liczbie punktów. Tak się prezentuje zarys zasad gry Jedziemy do Japonii. Porozmawiajmy sobie o wrażeniach z rozgrywki.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Wrażenia z rozgrywki w Jedziemy do Japonii


Trochę później poruszę temat wykonania Jedziemy do Japonii i tego, jak pokazuje ona Kraj Kwitnącej Wiśni. Teraz skupmy się na wrażeniach z rozgrywki. Tutaj muszę przyznać, że początkowo byłem bardzo entuzjastycznie nastawiony do gry, ale z czasem na wierzch wyszły pewne cechy, których w planszówkach nie lubię. Warto na wstępie podkreślić, że Jedziemy do Japonii jest tak naprawdę grą pozbawioną interakcji. Tutaj wszystko co robimy to robimy dla siebie. Rozgrywka toczy się symultanicznie, więc każdy działa równocześnie układając tylko swój plan.

W efekcie mamy do czynienia z grą dla osób, które lubią takie samodzielne przygody z grami. Ktoś może powiedzieć, że przecież w wielu planszówkach z draftem mamy element, w którym pojawia się negatywna interakcja polegająca na zabraniu graczom jakiejś karty, która mogłaby im dać wiele punktów. Tutaj rozgrywka jest tak skonstruowana, że nie mamy czasu, chęci, ani względnej możliwości śledzenia planów rywali. Tak naprawdę o tym ile kto punktów dostanie i jakie cele zrealizuje dowiadujemy się przy podliczaniu punktów. W efekcie kiedy wybieramy karty dla siebie i rywala to naprawdę bardziej skupiamy się na tym co będzie dla nas lepsze, a nie myślimy o przeciwniku. Wielokrotnie opłaca się oddać wysoko punktowaną kartę rywalowi, ponieważ bonus z tej pozornie słabszej przyniesie nam turbo korzyści. W Jedziemy do Japonii gramy zawsze sami ze sobą. Jest to element, który mi na dłuższą metę przeszkadza w rozgrywce. Bardzo podobne odczucia miałem przy Podziemnym Imperium, gdzie mechanika budowy silniczka była zrealizowana wybornie, ale sama rozgrywka była dla mnie nuda. Ja po prostu lubię wszelakie aspekty społeczne w planszówkach. Druga sprawa, która może was odrzucić od Jedziemy do Japonii to punktowanie zajmujące sporą część czasu spędzanego przy grze. Ba, w pierwszych rozgrywkach kiedy wszyscy się upewniają czy dobrze punktują i np. liczycie punkty po kolei to czas ten może być dłuższy niż sama gra. Mając te elementy na uwadze przejdźmy do mechaniki rozgrywki.

Musze przyznać, że samo układanie planu podróży sprawia mi dużo frajdy i jest dobrze zaprojektowane. Jak już wspomniałem w całości skupiamy się na własnej planszy i kartach. Karty możemy dokładać w dowolne miejsca o ile trzymamy się limitu trzech kart na dzień. Co więcej dokładaną kartę możemy schować pod już znajdujące się na planszy, co pozwala zachować bardziej korzystną atrakcję dnia. W ten sposób też panujemy bardziej nad push your luck i losowością. To jednak nie jedyne narzędzia do walki z losowością. Ciekawą mechaniką jest wykładanie spacerów. Kiedy karty nam nie pasują możemy odrzucić jedną i zamiast niej dobrać z talii zakrytą kartę, czyli stroną spaceru i dołożyć ją do planu. Dopiero punktując odwracamy kartę i decydujemy, czy chcemy ją pozostawić stroną spaceru, czy też przyniesie nam ona więcej punktów po odwróceniu. To ciekawy element dodający emocji i bawiący się trochę naturalnym pociągiem do hazardu. Strona spaceru daje nam symbole do manipulowania torem zadowolenia, o którym za chwilę więcej. Gracze mogą pozyskiwać bonusy dnia po dołożeniu trzeciej karty do danego dnia. Wtedy sprawdzają ile w dniu znajduje się symboli atrakcji pasujących do przypisanego żetonu przy rozkładaniu gry. W zależności od ich liczby mogą skorzystać z bonusów rozpisanych na planszy. I tak mogą się przesunąć na torze zadowolenia, lub pobrać jokera wymienianego w dowolnym momencie na dodatkowy symbol atrakcji, pobrać żetony planowania, pobrać dodatkowy spacer lub bilet pociągu luksusowego.

Żetony planowania umożliwiają odświeżenie ręki przed wyborem kart do dołożenia i oddania rywalowi. Bilety na pociąg luksusowy pozwalają na przemieszczanie się przy punktowaniu między miastami z bonusem punktowym a nie stratą. Dobrym rozwiązaniem przy tak mocnym nastawieniu na push your luck jest liczba rzeczy za jakie punktujemy. Większość naszych akcji zawsze przyniesie nam punkty i pilnować trzeba się głównie przy przejściach między miastami, aby nie dostać po kieszeni. Drugim elementem wymagającym uwagi jest wspomniany tor zadowolenia. Zbierając zielone lub czerwone symbole przesuwamy wskaźnik na naszej planszy w prawo lub lewo. Kiedy dojdzie do końca toru to zyskujemy pozycje na torze zadowolenia lub niezadowolenia. Pierwszy daje nam na koniec punkty dodatnie, a drugi ujemne. Także liczba zdobywanych symboli atrakcji nie tylko wpływa na punktowanie atrakcji dnia, ale pozycja wskaźników na torze atrakcji przynosi tym więcej punktów im dalej dane wskaźniki zajdą.

Tutaj muszę się przyczepić na chwilę do niektórych symboli. Po pierwsze te związane z torem zadowolenia są podzielone na cztery rodzaje. Mamy symbole zielone i czerwone, a do tego podzielono je na symbole z błyskawica i oznaczeniem juanów. Nadrukowane symbole nie mają znaczenia dla przemieszczania się po wskaźniku zadowolenia, ale już mają znaczenie dla punktowania i realizowania bonusów. W moim odczuciu jest to niepotrzebne skomplikowanie i próba rozdmuchania gry na bardziej rozbudowaną niż w rzeczywistości jest. Graczom rozpoczynającym przygodę z Jedziemy do Japonii te symbole po prostu się mylą. Pewnym niepotrzebnym rozdmuchaniem gry są także symbole spaceru. Teoretycznie są one potrzebne do zdobycia punktów za atrakcje dnia, ale tych wymagających symboli spaceru jest tak mało, że praktycznie tracą one całkowicie na znaczeniu. W końcu niepotrzebnie w moim odczuciu skomplikowano dobieranie kart, co również na początku sprawia problemy. Spokojnie gra obeszłaby się z podstawowym draftem i byłaby bardziej przyjazna w pierwszych rozgrywkach. Niemniej mechanicznie Jedziemy do Japonii jest dobrze skrojoną grą, w której wszystko działa. Moim największym problemem z nią jest to, że brakuje interakcji i po wyczerpaniu Japońskiego klimatu zwyczajnie dla mnie zaczęła się zakradać nuda.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Ile Japonii jest w Jedziemy do Japonii?


No i tutaj segment będący laurką dla tej gry. Jestem absolutnie zafascynowany tym, jak Jedziemy do Japonii przedstawia ten wyspiarski kraj. Na kartach znalazły się piękne ilustracje wyglądające na malowane farbami, które bardzo szczegółowo przedstawiają miejsca z Tokio i Kioto. Co więcej na każdej karcie znajduje się opis danego miejsca, jakieś ciekawostki i trochę historii. Ta gra mnie urzekła tym elementem i pierwsze rozgrywki u mnie polegały na tym, że chłonąłem karty, a dopiero potem zastanawiałem się co zagrać.

Żeby nie być gołosłownym zagrałem w Jedziemy do Japonii ze szwagierką Gosią i szwagrem Tomkiem, którzy w minionym roku mieli okazję odbyć podróż do Tokio. Podczas wspólnej zabawy cały czas się odpalali, że o tu byli, to widzieli i z tego korzystali. Postaram się nie zapomnieć wkleić zdjęcia z foto-naklejkami, jakie zrobili sobie w fotobudkach, które są opisane na kartach w grze. Sami stwierdzili, że patrząc na tę grę i karty faktycznie można sobie zaplanować co chciałoby się zobaczyć podczas wyprawy do Japonii. Tutaj też cieszy to, że kart jest naprawdę sporo, a dodatkowo ten japoński aspekt podkreśla cała szata graficzna.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Wygląd i wykonanie gry Jedziemy do Japonii


Jak już wspomniałem wcześniej Jedziemy do Japonii wygląda obłędnie dzięki szczegółowym ilustracjom w bardzo przyjemnym dla oka stylu. Cała szata graficzna utrzymana w pastelowych barwach i zawierająca wiele japońskich symboli buduje klimat. Cieszy przejrzystość wszystkich elementów. Niestety kilka rzeczy może tutaj przeszkadzać.

Przede wszystkim karty są bardzo duże przez co ich tasowanie może być niewygodne. Moja małżonka miała wręcz za małe dłonie, aby sprawnie przetasować karty i ten proces mocno ją wymęczył. Biorąc pod uwagę ilość informacji na kartach ciężko mi się gniewać na takie posunięcie designerskie. Mam jednak wrażenie, że można było zmienić nieco ich format, aby zachować liczbę informacji, ale zwiększyć komfort. Zresztą patrząc na całą grę mam wrażenie, że oryginalny wydawca specjalnie ją przeskalował na większą niż to było potrzebne. Jedziemy do Japonii pod kilkoma względami udaje większą niż jest i to zupełnie niepotrzebnie, bo akurat w tej grze uproszczenia moim zdaniem byłyby bardziej na korzyść niż drobne udziwnienia. Plansze graczy są bardzo duże i już przy dwóch osobach gra zajmuje sporo miejsca. W komplecie to już prawdziwy moloch, który tak naprawdę jest bardzo prostą grą.

Cały design sprawia, że niedzielni gracze familijni będą zachwyceni tym jaka to wielka gra wjechała na stół. Z drugiej strony doświadczeni gracze mogą tu widzieć niepotrzebny rozmach. Chociaż to bardzo subiektywne odczucie. Mimo tego problemu ze skalą pod względem jakości nie mogę grze nic zarzucić. Jest po prostu świetnie. Żetony, plansze i karty zwyczajnie nie zawodzą.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Dla kogo jest gra Jedziemy do Japonii?


Mechanicznie Jedziemy do Japonii bardzo mi się podoba i rozgrywka mimo silnego push your luck ma w sobie pewien sielankowy charakter. Operowanie kartami, układanie ich w plan podróży i rozpatrywanie w czasie punktowania potrafi dać satysfakcję. Niemniej jest to gra, w której zabrakło jakiejkolwiek interakcji, a ta która jest, jest tylko pozorna. Prawdopodobnie będzie to świetny tytuł solo, ponieważ ma dość prostą do obsłużenia automę. Niemniej ja solo nie gram w planszówki i po zapoznaniu się z kartami, kiedy ten japoński klimat zelżał, a gra stała się po prostu układanką ze zbieraniem symboli to mnie osobiście dopadło znużenie.

Jedziemy do Japonii zachwyci miłośników Japonii. Niemniej sięgając po tę grę musicie być świadomi, że to bardzo sielankowa układanka bez większych emocji. Taką formę zabawy trzeba lubić, a wiem że nie brakuje graczy lubiących taką formę rozgrywki, gdzie rywale nie psują tego co sobie budują. Jeśli czujecie się zainteresowani tym tytułem to Jedziemy do Japonii znajdziecie najtaniej na Ceneo. Sprawdzając link wspomagacie mojego bloga za co bardzo dziękuję.

Dziękuję wydawnictwu Lucky Duck Games za nadesłanie gry Jedziemy do Japonii do ogrania i podzielenia się moimi wrażeniami.


Jedziemy do Japonii - kilka suchych faktów:


Polski wydawca: Lucky Duck Games
Autor: Josh Wood
Ilustracje: Toshiyuki Hara, Erica Ward, Kailene Falls, Magdalena, Pruckner, Chaykov, On Yamamoto
Liczba graczy: 1-4
Wiek: od 10lat.
Czas gry: ok. 45 min.

Jedziemy do Japonii - recenzja

Jedziemy do Japonii - recenzja

Jedziemy do Japonii - recenzja

Jedziemy do Japonii - recenzja

Jedziemy do Japonii - recenzja

Jedziemy do Japonii - recenzja