Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

Pędzące Żółwie
są jedną z moich ulubionych gier imprezowych. W zasadzie uważam je nie tyle za grę, co za imprezowe doświadczenie wyzwalające pozytywne emocje. Kiedy wydawnictwo Egmont zapowiedziało nową wersję zastanawiałem się, czy nie będzie ona zbyt przekombinowana. Zapraszam na moją recenzję gry Pędzące Żółwie: Extreme.

Najnowsza wersja tej familijnej planszówki imprezowej zawiera kilka usprawnień, które mają wydłużyć rozgrywkę i wprowadzić nieco więcej negatywnej interakcji. Czy zmiany wprowadzone w Pędzących Żółwiach: Extreme przypadkiem nie zepsuły istoty tej gry? Miałem co do tego pewne obawy i teraz mogę się z wami podzielić tym, czy się one spełniły. Zacznę od tego, że nowa odsłona serii utwierdziła mnie w przekonaniu, iż fundament rozgrywki nadal bardzo mi się podoba. Przypomnę, że każdy gracz losuje kolor żółwia, a następnie za pomocą kart wszyscy po kolei przesuwają po planszy pionki tych kolorowych gadów. Kiedy jeden z żółwików dotrze do mety sprawdzamy pozycje żółwi wszystkich graczy. Zasady są naprawdę proste, a wyścig z ukrytymi zawodnikami daje sporo radości. Czy udało się utrzymać te emocje?

 

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja


Nowości w grze Pędzące Żółwie: Extreme


Pierwszą nowością w grze Pędzące Żółwie: Extreme jest plansza. Została ona wydłużona i znalazły się na niej zupełnie nowe pola. Rwąca rzeka sprawia, że żółw mający się na niej zatrzymać musi się cofnąć o jedno pole. Pola z lisami wymagają, aby żółwiki się skryły w trawie, a więc wieże rozkładają się na pojedyncze żółwie. Tutaj przypomnę, że w grze jeżeli żółw ma się zatrzymać na polu z innym żółwiem to wdrapuje się na jego skorupę. Poruszający się pionek zabiera zawsze ze sobą wszystkie żółwie znajdujące się na nim. Mamy więc dwa pola wydłużające wyścig i modyfikujące w prosty, ale ciekawy sposób rozgrywkę.

Kolejną nowością jest możliwość rozgrywki dla 6 graczy. W przeszłości bardzo często graliśmy w takim składzie, więc bardzo ciepło przyjąłem zwiększenie liczby grających. Wśród kart pojawiła się nowa akcja. Teraz oprócz ruchu do przodu, do tyłu i poruszenia ostatniego żółwia mamy do dyspozycji cofnięcie lidera. Taka akcja podkręca negatywną interakcję i wzbudza sporo emocji przy stole, co jest bardzo na plus. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie i moich współgraczach kopce kretów. Na planszach znajduje się 5 pół kopców, na których losowo umieszczamy zakryte żetony akcji. Po wejściu na pole żółwia odsłaniamy żeton, który będzie teraz dawał dodatkową akcję do końca gry. Na żetonach znajdziemy podwójny ruch do przodu, ruch do tyłu, zagranie dodatkowej karty z ręki lub zagranie pierwszej karty ze stosu dobierania. Najbardziej wrednym żetonem jest powrót na start, który jako jedyny po odsłonięciu i wykonaniu jest odrzucany.

Żetony na kopcach kretów pozwalają tworzyć świetne łańcuchy akcji i kiedy los będzie sprzyjał to można z ich pomocą niemal wystrzelić żółwika z samego końca na sam początek. Ta zmiana jest według mnie najbardziej trafiona i żałuję tylko, że nie ma więcej żetonów. Tych jest tyle ile pól, co pozwala przewidywać jakie akcje kryją się na zasłoniętych polach. Naprawdę wolałbym więcej żetonów niż kolejne dwa dodatki zawarte w pudełku.

Czarny żółwik jest pionkiem neutralnym. Daje on dodatkowe możliwości taktyczne w trakcie rozgrywki i sprawia, że na koniec gry pionki znajdujące się na tym samym polu nie są brane pod uwagę w klasyfikacji. Podobnie, jak na polach z lisami. Na nas ten dodatek nie zrobił wielkiego wrażenia, ponieważ gramy zazwyczaj tak, że liczy się tylko wygrana. W efekcie nie do końca wykorzystywaliśmy tego żółwika, choć sam w sobie nie jest złym dodatkiem. Nieco słabiej moim zdaniem wypada Kruk, który blokuje żółwie. Zawsze jeżeli mamy ruszyć żółwia znajdującego się na polu z krukiem to poruszamy kruka zgodnie z akcją z zagranej karty. Tu także żółwik nie będzie liczony do klasyfikacji jeżeli pozostanie na polu z ptakiem. Problem w tym, że w połączeniu z żetonami czasami działo się tak, że żółwie przeskakiwały kruka i przez większość rozgrywki on po prostu sobie stał i nikomu nie przeszkadzał. Pomysł dobry, ale mam wrażenie, że trochę zmarnowany potencjał.

 


Moje wrażenia z gry Pędzące Żółwie: Extreme


Jak wspomniałem wcześniej nowa odsłona serii pokazała mi, że nadal lubię ten schemat rozgrywki. Nowe elementy go nie zburzyły, a dodały całości delikatnego pieprzyku. Większa plansza i nowe pola faktycznie wydłużyły rozgrywkę, ale ta nie straciła nic na dynamice. Wręcz w połączeniu z kopcami kreta i kartami cofania lidera serwuje nam jeszcze więcej emocji. Pędzące Żółwie: Extreme powodowały uśmiech na mojej twarzy i twarzach moich współgraczy.

Dodatki pod postacią czarnego żółwia i kruka nie wywołały u nas ekscytacji. O ile ten pierwszy działał dobrze, ale nam nie był specjalnie potrzebny, o tyle już figurka ptaka często tylko stała i nic nie robiła. Mam pewne zastrzeżenia do instrukcji, która pozostawia pewne pole do nadinterpretacji niektórych zasad. Co ciekawe znalazło się w niej jedno zdanie, które nie wiem jak przeszło korektę, ale komu nie pokazałem instrukcji to miał na twarzy wypisane takie WTF. Nie do końca precyzyjna instrukcja ma jednak pewne plusy. No i jest ewolucją względem gry Pędzące Żółwie: Wyścig do choinki.

Pędzące Żółwie: Extreme są tak skonstruowane, że dają spore pole do popisu przy wymyślaniu swoich własnych zasad. Chociaż instrukcja o tym nie wspomina to nic nie stoi na przeszkodzie, aby pominąć wszystkie nowości i traktować wszystkie pola jak standardowe. Moim zdaniem świetnym pomysłem byłoby wykonanie własnych żetonów na kopce kretów. W ten sposób mielibyśmy ich więcej i do końca towarzyszyłaby nam niepewność co się znajduje na danym polu. Przy okazji rodzice mogliby mieć niezłą zabawę z dziećmi w tworzeniu żetonów. Można do nich wykorzystać akcje z kart oraz wykombinować swoje działania. W końcu można by się nieco pobawić samym krukiem i dopisać mu kilka zasad blokowania żółwików. Wydaje mi się, że Pędzące Żółwie: Extreme są stworzone pod takie zabawy. 

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

 

Komu polecam Pędzące Żółwie: Extreme?


Wiecie już, że bawiłem się świetnie przy tej grze, ale czy wprowadzone zmiany oznaczają, że Pędzące Żółwie: Extreme są warte zakupu? Sprawa nie jest prosta. Wydaje mi się, że jeżeli posiadacie podstawową wersję gry i jest ona w perfekcyjnym stanie, a na stół trafia raz do roku albo rzadziej to nowa wersja raczej nie jest wam potrzebna. Inaczej ma się sprawa jeżeli chcecie kupić nowy egzemplarz bo stary już jest zajechany, a ciągle chętnie sięgacie po ten tytuł. Wtedy naprawdę warto sięgnąć po Pędzące Żółwie: Extreme bo są lepsze od podstawowej wersji gry.

No i w końcu jeżeli zainteresowała was seria i myślicie nad zakupem to wydaje mi się, że lepiej postawić od razu na Pędzące Żółwie: Extreme. Tak jak wspomniałem można grać w ten tytuł, jak w standardowe żółwie, choć podejrzewam że nie będziecie. Wręcz widziałbym nową wersję po prostu w roli drugiej edycji, która zastąpiłaby na rynku poprzednie wydanie. Mam poczucie, że zaszła tu podobna sytuacja, co w przypadku gry Kingdomino, które według mnie została wyparta przez Kingdomino: Prehistoria. Nadal mamy do czynienia z prostą grą, która oferuje więcej możliwości. No i tak, jeśli nie lubicie losowości to teraz jest jej jeszcze więcej! 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie gry Pędzące Żółwie: Extreme do recenzji. Opinia zawarta w recenzji jest oparta o moje własne rozgrywki i przemyślenia!

 

Jeżeli chcesz wspomóc moją pracę zajrzyj na oferty gry Pędzące Żółwie: Extreme w Ceneo.pl. Wystarczy, że klikniesz ten link i zobaczysz, gdzie grę kupisz najtaniej! 


Pędzące Żółwie: Extreme – kilka suchych faktów


Polski wydawca: Egmont

Liczba graczy: 2-6

Wiek: od 6 lat

Czas gry: ok. 30 min.

 

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja

Pędzące Żółwie: Extreme - recenzja